Koniec epoki ropy naftowej?

Rząd Kanady szuka innych niż surowce pomysłów na rozwój gospodarczy kraju. Wszystko wiąże się z kolosalnymi spadkami cen ropy, które od już od dłuższego czasu mają miejsce. Dążenie do przestawienia gospodarki Kanady w kierunku „green economy” zostało poparte przez związki zawodowe, jak również organizacje przedsiębiorców.

Kanada była właściwie finansowana przez ropę przez ostatnie kilkanaście lat. Głównie do rozwoju państwa przyczyniały się wysokie wpływy z podatków, opłaty eksploatacyjne oraz zapewniający miejsca pracy cały sektor naftowy.

Ali ibn Ibrahim an-Naimi, saudyjski minister ds. ropy naftowej, wspomniał ostatnio o konieczności wyjścia z rynku wszystkich nieekonomicznych producentów. O co chodzi? Do końca 2017 roku zapasy ropy będą rosły, jak twierdzi Międzynarodowa Agencja Energii. Niewystarczające mogą okazać się nawet zapewnienia Arabii Saudyjskiej o podtrzymaniu współpracy z innymi producentami w celu zapobiegania wahaniom cen.

Udział Kanady na rynku czystych technologii od 2008 roku przeżywał spadek z 14. na 19. miejsce. Wartość rynku to 1 bilion dolarów. W tym sektorze znajdują się przedsiębiorstwa chętne na eksport pomysłów Kanadyjczyków. Musi to być jednak opłacone funduszami venture capital czy też gwarancjami kredytowymi. Wyniesie to nawet 2,75 miliarda dolarów.

Narodowa strategia rozwoju zielonej energetyki jest więc celem i może nawet marzeniem, które chcą spełnić kanadyjskie firmy. Niestety wiąże się to z nie lada wydatkami. Same zaakceptowane już projekty dot. zmian w infrastrukturze transportu paliw kopalnych to koszt ponad 89 miliardów dolarów. Kto wysuwa się na prowadzenie w chęci tworzenia nowej polityki energetycznej? Głównie Indianie i Inuici.

Naukowcy ze Stanford w USA opublikowali niedawno swoje wyliczenia związane z uniezależnieniem się Kanady od energii pozyskiwanej z paliw kopalnych. Szacunkowo mogłoby dojść do tego już w 2030 roku w dość znacznej części. Mianowicie, Kanadyjczycy byliby wtedy zdolni do pozyskiwania energii z sektora wiatrowego aż w 58 procentach, ze słonecznego w około 22 procentach, energetyka wodna i morska to odpowiednio 16 i 4 procent. Zatem aż 4/5 dostaw energii w Kanadzie będzie w 2030 roku pozyskiwane z tzw. czystych źródeł. O ile wszystko będzie szło zgodnie z planem i obraną na ten moment strategią.

Wysunięto propozycję, by rząd federalny Kanady zainwestował w źródła energii odnawialnej, rozbudowę transportu i odnowę budynków kwotę w wysokości 81 miliardów dolarów kanadyjskich. Stanowiłoby to prawie 30 procent całkowitych dochodów budżetu federalnego. Miałoby to oczywiście pozytywnie odbić się na gospodarce poprzez zwiększoną ilość miejsc pracy, ale również samym klimacie (do czego skrupulatnie dąży cały świat) dzięki znacznemu zredukowaniu emisji gazów cieplarnianych.

7732940580_b079a389a2_z

Obrady w Vancouver zakończyły się decyzją o konieczności powstania planu gospodarczego, uwzględniającego zmiany klimatyczne i większą troskę o środowisko. Głównie mówiło się o kontrowersyjnym podatku od emisji CO2 i pomnożeniu nakładów na państwa na badania oraz użytkowanie odnawialnych źródeł energii. Projekty ekologiczne mogą więc liczyć w najbliższych latach na spore dofinansowania.

Badania ze Stanford wzięły pod lupę również Polskę. Jeśli o nas chodzi to będziemy mogli cieszyć się pozyskiwaniem energii z czystych źródeł trochę później niż Kanada, bo w 2050 roku. W dużym stopniu przysłużą się do tego lądowe turbiny wiatrowe (43 proc.) i morskie turbiny wiatrowe (29 proc.). Na co pozwoliłaby taka struktura energetyki w naszym kraju? Na coś, czego wciąż brakuje – 200 000 miejsc pracy, przewidzianych na cały okres aż do emerytury, czyli dokładnie 40 lat.

Może jako obywatele powinniśmy baczniej obserwować poczynania naszego rządu w dążeniu do „zielonej” ekonomii i wybierać mądrzej tych, którzy będą za to odpowiedzialni? Czy temat „green economy” w ogóle uważacie za istotny? Zapraszamy do komentowania.

Autorka: „Ekonomistka z pasją”