Fabuła jest taka: Były żołnierz jest, że tak powiem, w nieciekawej kondycji, świat mu się wali na głowę, nagle pojawiają się ludzie, którzy oferują mu „robotę”. Istotą misji jest wylądowanie wśród tubylców i działania „zwiadowcze” na rzecz korporacji górniczej, która ma chrapkę na bogactwa ukryte pod ich malowniczym lasem.
Żołnierz dociera do raju, styka się z tubylcami, poznaje piękną dzikuskę. Hormony zaczynają mu buzować i wczuwa się chłopak w rolę. Kiedy dociera do niego fakt, że aby dobrać się do złoża, korporacja musi zdemolować wioskę tubylców i zaorać cały raj buldożerami….
…dzielny i honorowy wojak staje po stronie dzikusów, wraz z grupką innych pracowników korporacji, którzy stają po jego stronie. Mamy tu typowy przekrój charakterów, mamy zabijaków, mamy piękną , twardą najemniczkę ulegającą urokowi raju, itp. Mamy wielkie spluwy, wybuchy i efekty specjalne.
Na początku dzikusy dostają nieźle po tyłkach, leje się krew i mamy jeszcze więcej wybuchów, ale tubylcy ze wsparciem naszego dzielnego wojaka wycofują się w bezpieczne, magiczne miejsce, duchowy-magiczny azyl, tam zbierają siły i kontratakują…
…wygrywają. Zła górnicza korporacja musi uciekać z raju. Tubylcy zostają uratowani, nasz bohater triumfuje z piękną dzikuską w ramionach.
Czy to jest fabuła Avatara? A owszem. Tak się składa jednak, że to również – kropka w kropkę – identyczna fabuła jednego z kultowych filmów lat 90-tych, oglądanych w piątej kopi, siódmej kopii na video (kto pamięta jeszcze kasety VHS?). Mowa o filmie „Najemnicy” w oryginale „Men of War” z Doplhem Lundgrenem w roli głównej.
Taka jest prawda stojąca za filmem Avatar, twórcy dość bezczelnie skopiowali fabułę hitu z lat 90-tych… co trafiło do mnie, kiedy ostatnio znów oglądnąłem obydwa filmy. Taka jest prawda stojąca za hitem… Jak dla mnie jest to tytułowa kompromitacja, ponieważ, nie wiem czy pamiętacie, ale Avatar był szumnie promowany jako film nowatorski, przełomowy, oryginalny, wprowadzający kino w nową epokę… i tak dalej.
To jeszcze nie wszystko, prawda „ekonomiczna”, że tak powiem, stojąca za ideami przemycanymi w obydwu filmach jest jeszcze bardziej zaskakująca…. jaka… a to będziecie mogli przeczytać tutaj.
Avatar a ekonomia – kilka prawdziwych refleksji.
Avatar to też kopia animacji Disney’a – Pocahontas 😉
a tak, motywy indiańskie to oczywistość 😉
no cóż, Avatar wygrał przez efekty specjalne… A kasety VHS pamiętam 😀
no ale jak się teraz patrzy na te efekty specjalne Avatara, to w sumie co… juz przywykliśmy… takie retro… nawet animacja nie wygląda zbyt realistycznie, nawet w grach komputerowych jest czesto lepiej w obecnych czasach
efekty sie opatrzą, a fabuła zostaje… a ta? nie dość że oklepana, to jeszcze skopiowana z innego dzieła
dlatego cieszy Casablanca czy Rejs, bedzie cieszył i za 20 lat… a o Avatarze świat powoli zapomni
Mimo wszystko piękna bajka, którą z przyjemnością oglądałam.
Trudno jej też nie odmówić sporo racji.
Niszczenie planety staje się powoli faktem, a wtedy żadne zdobycze cywilizacyjne nam nie pomogą.
Okazuje się, że jestem nad podziw ekologiczna 🙂
Pozdrawiam
iw
prawda, ale laptop, z którego z pwnością piszesz, jest efektem „niszczenia planey”… i to jest pewien dysinans między tym o czym marzymy… a rzeczywistością…
Avatar był bardzo popularny wtedy, kiedy tylko wszedł do kin. Później odniosłem wrażenie, że więcej osób go krytykuje niż chwali – jakby nagle ściągnęli różowe okulary i zobaczyli, że ten film to schematy i schematy 🙂 Działania marketingowe czasami jednak robią więcej krzywdy niż pożytku (tzn. pewnie „hajs się im zgadza”, jakby to moja młodsza kuzynka powiedziała) – co chwilę mamy do czynienia z czymś przełomowym, Allenem w świetne formie, nowym Nesbo czy Larssonem, nową odsłoną Miasteczka Twin Peaks. A później tacy jak ja, którzy faktycznie oczekują czegoś więcej, są rozczarowani 😛
Czy „Avatar” (niczym nie nie zachwycił), jest „dziwnym przypadkiem” podobny do innego filmu, tego nie wiem…
Wiem jednakże, że fabuła jest podobna do fabuły do książki Ursuli K. LeGuin: „Słowo las znaczy świat”.
„Ziemianie przybyli na planetę Athshe, nieformalnie nazywaną „Nowe Tahiti”, chcąc eksploatować tutejsze lasy, gdyż na Ziemi drewno jest od dawna towarem deficytowym. Zabrali się do tego z iście konkwistadorskim zacięciem, nie zawracając uwagi na niszczenie środowiska naturalnego i wykorzystując niewolniczo pracę tutejszych mieszkańców, niewielkich humanoidalnych, wiecznie śniących, acz inteligentnych, mieszkańców lasów. Dowództwo niespecjalnie przejmuje się także gwałtami i mordami na nich popełnianymi, w końcu to tylko kudłate „stworzątka””
z Wikipedii
mnie te gwalcenie kudlatych stworzonek wielce zbulwersowało
„Prowadzi ich Selver, któremu Davidson zgwałcił i zabił żonę.”
coś autorka tej książki bardzo eksponuje czynnośc gwalcenia, żon, misiaczków…
takie tam ramolskie przemyślenia, istotnie natomiast – fabuła się częściowo pokrywa
Autorka nie eksponuje 🙂
Ale osoba ppisząca tekst do Wikpedii i owszem 🙂
Pamiętam, ze wkurzałem zonę,bo będąc na filie mówiłem jej co za chwilę nastapi 🙂
W końcu znudzony zacząłem sie bawić „odwracaniem warstw” w 3D
wkurzanie żony… oj niedobrze, niedobrze 😉
też to mam niestety, że szybko rozszyfrowuję fabuły i się zaczynam trochę nudzić – ostatnio sobie nawet przerwę zrobiłem i mniej filmów oglądam, z reszta stary wpis mi się przypomniał:
http://racjonalne-oszczedzanie.blogspot.com/2011/10/oszczedzanie-nerwow-w-zyciu-wzmacnanie.html