Biznes w mniejszym mieście
W moim mieście funkcjonuję jakby w takim biznesowym małomiasteczkowym kokonie, wszystko jest relatywnie blisko, urzędy, sprawy, dom, biura klientów… Jeśli miałbym porównywać funkcjonowanie u siebie do mojej wcześniejszej kariery w metropolii, biura są w relatywnie przystępnych cenach. Oczywiście, jeśli chce się mieć ładne lokum w fajnej lokalizacji, z dedykowanym miejscem parkingowym i innymi wygodami będzie to w określonej cenie, natomiast jeśli chodzi przede wszystkim o zapewnienie sobie podstawowego miejsca pracy z komputerem, biurka, miejsca na spotkanie z klientem, nie jest to jakimś finansowym wyzwaniem. Uważam, że każdy startujący z biznesem młody człowiek byłby sobie w stanie pozwolić na takie małe biuro w moim mieście, byle tylko nie być skazanym na pracę w domu.
Praca w domu – zły pomysł?
Dlaczego nie jestem zwolennikiem pracy w domu, mimo, że czasem sam w domu pracuję? Otóż zrozumcie mnie dobrze i zwróćcie uwagę na słowo „czasem” – mam swój punkt „home office”, ale posiadam własne, zewnętrzne biuro i to jest mój punkt odniesienia, oaza spokoju i koncentracji, także – co najważniejsze – miejsce na komfortowe spotkanie z klientem, gdzie nie muszę wstydzić się pewnych rzeczy – jakich rzeczy? Np. spraw domowych, prywatnych, np. tego co suszy się w łazience w chwili kiedy klient chce skorzystać z toalety. Przykładów można mnożyć dużo, choć na pierwszym miejscu zawsze będą domownicy, którzy chcąc nie chcąc zawsze trochę przeszkadzają w pracy.
„Home Office” czy „Fast Food Office”?
Kilka razy ostatnio miałem do załatwienia parę spraw rano i zdarzyło mi się zaspać na tyle, że leciałem gdzieś pędem bez śniadania. Potem śniadanie w najbliższym lokalu, starając się jednak, aby to była jakaś kuchnia polska + duża ilość warzyw, czasem jednak w pobliskim „makdonaldzie”, gdzie oprócz kawy i jajka z bekonem, można rano skorzystać z WiFi, gniazdka do podłączenia laptopa, porannego wydania Wyborczej…
Co się okazuje? Nawet w mniejszym mieście „makdonald” jest pełen osób, które na nieco dłuższy czas, niż wynikałoby tylko z potrzeby wypicia kawy i zjedzenia kanapki, „dokują się” przy stoliku i ewidentnie prowadzą pracę biurową. Widziałem ostatnim razem nawet telekonferencję, którą przeprowadzał „sąsiad” ze stolika obok… Znajomy marketingowiec z pobliskiego miasteczka zapewnił mnie, że to stała praktyka. No bo jeśli dwa razy w tygodniu trzeba zaglądnąć rano do punktu handlowego w Legnicy, potem po południu do kolejnej placówki w Lubinie, to jaki sens jest wracać na te kilka godzin do biura pod Wrocławiem? Od czego jest „makdonald” i ponoć dobra, ichnia kawa? Po jakimś czasie o określonych godzinach w różnych punktach kawowych, czy galeriach handlowych w okolicy widuje się dokładnie te same twarze, siedzące z kawą i laptopem dokładnie w tych samych miejscach. Kolega mówi, że dzięki temu nawiązał trochę kontaktów w branży. Sposób na kontakty biznesowe, że hej! Co Ty na to?
Biuro wirtualne i cyfrowi nomadzi?
Inny kolega często bywający w Warszawie raportuje mi dokładnie o tej samej praktyce, którą widać u nas na prowincji. Wspólna przestrzeń kawiarniana w galeriach handlowych jest na ogół pełna biznesowych koczowników takich jak mój znajomy, który rano przyjeżdża do Stolicy załatwić jedną, dwie sprawy a transport powrotny ma wieczorem. Pracę trzeba gdzieś wykonać.
Ja jednak się zastanawiam ile takich przestrzeni publicznych w galeriach, popularnych sieciowych kawiarniach czy sieciach fast food jest wykorzystane przez regularnych cyfrowych nomadów, którzy dla swoich usług i start-up’ów wynajmują biuro wirtualne, czyli takie, które daje prestiżowy adres rejestrowy, możliwość odbioru klasycznej, papierowej poczty, ew. telefonistkę przekazującą wiadomości i możliwość skorzystania za dodatkową opłatą z sali konferencyjnej czy pokoju, bądź stanowiska biurowego, ale przecież nie jest regularnym miejscem rzeczywistej pracy.
Co mają zrobić biznesowi koczownicy? Czy mają na siłę siedzieć w domu, gdzie albo dziecko hałasuje i ciągnie za nogę podczas rozmowy z klientem albo druga połowa nagle przerywa ważny moment skupienia nad zleceniem słowami w stylu „czy mógłbyś tylko wyskoczyć na 5 minut i kupić ziemniaki?”
Praca w chmurze
Ten post piszę na raty. Skończyły się dla mnie już czasy, kiedy blogowaniu i aktywności w internecie mogłem poświęcić jednorazowo dużo czasu, zmienia się mój harmonogram, zmienia się organizacja pracy. Nie jestem w stanie już usiąść i poświęcić czasu na napisanie wpisu od pierwszego akapitu po finalne podsumowanie wypowiedzi. Z resztą z pewnością zauważyliście moją mniejszą aktywność niż kiedyś i zmiany na blogach, ale nie to jest teraz tematem zasadniczym.
Początek postu napisałem w domu, środek w biurze, kawałek znów w biurze, nie wspominając o tablecie na którym weryfikowałem wpis… czy wszystko skończone, no tak… obiecałem znajomemu, który produkuje sorbet wrzucić linka… OK. Piszę znów w innym miejscu i to być może jeszcze nie koniec przesiadek. Jaki bowiem problem zapisać dane w sieci, w chmurze i podchodzić do pracy wtedy, kiedy człowiek ma na to ochotę, lub potrzebę. Żaden.
Konkluzja
Czy mogę ewentualnie w przyszłości pracować jak cyfrowy „koczownik”, posiadając np. wirtualne biuro w prestiżowej lokalizacji w dużym mieście, w rzeczywistości pracując trochę tu, trochę tam, czasem przysiadając z laptopem gdzieś przy kawie? Myślę, że tak. Z resztą już zdarzyło mi się siedzieć z laptopem w pobliskim pubie, w tawernie przy plaży gdzieś na południu Europy, na działce pod lasem, w domku nad jeziorem, czy w innej kawiarni. Dlaczego nie!
Myślę, że taki mobilny styl pracy i działania zarówno dla mnie, jak i dla wielu osób będzie, o ile już nie jest, coraz częstszy. Zamiast na siłę dojeżdżać gdzieś do biura, coraz więcej osób będzie zabierać swoje biuro ze sobą… byle zachować w tym jakiś umiar i rozsądek! Czegokolwiek nie wykombinujemy by oszczędzić na dojazdach, czy wynajmie lokalu to fizyczne i dobrze przygotowane do pracy własne biuro w komfortowej lokalizacji zawsze będzie najlepszym rozwiązaniem.
Czasami też tak pracuję – jako biznesowy nomad, czasem tylko dla zmiany otoczenia 🙂 Ale gdy rozpoczynam jakiś większy projekt to wybieram jednak home office gdzie mogę porozklejać się na tablicach otaczających stanowisko pracy przeróżnymi wydrukami żeby widzieć cały projekt i jego poszczególne fragmenty… Dlatego coworkingowe biurko też odpada. Na szczescie „skocz po ziemniaki” już mnie nie dotyczy 🙂
wiesz…. miejsce w którym w tej chwili piszę otaczają 4 tablice, 2 korkowe i 2 magnetyczne… chyba mamy coś wspólnego 😉
Tak z czystej ciekawości, a nie da się dogadać z rodziną, by stworzyć w domu warunki do pracy, i by nie padały podczas spotkania biznesowego pytania o ziemniaki?
Arturro zaciekawiło mnie bardzo, że pracownicy są mniej wydajni w domu. Ja zawsze byłam mniej zmęczona dojazdami, miałam ciszę -nie to co w open space, no i nie muszę się wymigiwać przed rozmowami o niczym w drodze po herbatę. Miałam za to ogromny problem z przepływem informacji w zespole, bo jednak większość z nich jest przekazywana werbalnie…
Strasznie jestem ciekawa na czym polega ten fenomen z brakiem wydajności…
teoretycznie można się dogadać „o ziemniaki” i rodzina się oczywiście zgodzi, gorzej z praktyczną realizacją takiego „układu”
cóż, życie to życie
Mam biuro (piętro w ładnej willi), w którym przebywam kilka – kilkanaście razy w miesiącu. Biuro jest na spotkania z klientami, oraz jako miejsce pracy moich pracowników. Sam pracuję z domu, albo z dowolnego miejsca gdzie mnie akurat zaniesie i jest dostępny Internet. Po co mi stałe biuro? Jak zauważyłem, moi pracownicy są dużo wydajniejsi pracując w biurze, niż w domu (choć okresowo dopuszczam pracę zdalną – wolę to niż fikcyjne L4). I dla części klientów posiadanie dużego biura z grupą pracowników, ma znaczenie przed podpisaniem kontraktu.
Dotknąłęś nas końcu komentarza istotnego tematu – sam zauważyłem psychologiczny aspekt posiadania dużego bura… ja nie mam całego piętra jak ty, ale mam połowę 😉
Tak czy inaczej zupełnie inne reakcje klientów po przejściu z home office na buro zewnętrzne i to jest jeden z argumentów w dyskusji 😉
Cóż, specyfika mojej pracy (żaglomistrzostwo i rolnictwo) sprawiła iz pracuję w domu…
Na początku obawiałem sie, że pracując w domu stanę się w naturalny sposób dostępny non-stop dla rodziny oraz „krewnych i znajomych królika”…
Pozytywnie sie rozczarowałem 🙂
Poza naprawdę nielicznymi wyjątkami rodzina i większość znajomych potrafiła zroumieć i uszanować fakt, że choć fizycznie jestem w domu to jednak duchem w pracy.
No, ale moze jestem szczęściarzem 🙂
Co do posiadania biura jako sposobu na uwiarygodnienie firmy to uczciwie przyznaję, że na mnie to nie działa…
Nie ma tu prostego przełozenia (dla mnie).
Paru zarówno klientów jak i nazwijmy to usługodawców zawiodło sie srodze próbując przekonać mnie do siebie markowymi garniturami, zegarkami, laptopami, samochodami „z wyższej półki” tudzież pięknymi biurami w prestiżowych lokalizacjach itp itd 🙂
Co wiecej; z takim podejsciem tracili i to mocno na starcie 🙂
ponieważ jestem przekorny i odrobinę życiowo doświadczony wiem, że nierzadko te „garnitury i marmury” służą przede wszystkim stłamszeniu klienta (w tym wypadku mnie) tak by za dużo nie domagał się i nie dociekał 😉
A poza tym skoro stać ich na te „”garnitury i marmury” znaczy, że pieniądze mają i moich potrzebują mniej niż ktoś, kogo na blichtr nie stać 🙂
Wiem ,świnia jestem, noooo! 😉
cóż, reagujesz na lans, pozory i markę chyba podobnie jak ja – natomiast faktem jest, że to na 90% ludzi działa – odstawiając sobie buro w prestiżowej lokalizacji, może stracimy 2% oryginałów takich jak ty czy ja, ale zyskamy 18 klientów, którzy to kupią
to jest psychologia marketingu
Warto mieć jednak własne, choćby małe, ale biuro. Wtedy można jakoś oddzielić pracę od domu (relaksu).
Ostatnio chciałem nawet zostawiać laptopa w biurze, aby mnie nie korciło do pracy w domu, no ale ciekawe blogi czytam zazwyczaj w domu więc koncepcja upadła 😉
btw. kontakty biznesowe w macu, o tym jeszcze nie słyszałem…, ale rzeczywiście, kilka razy mi się zdarzyło pracować w macach (jak np. net lub prąd u nas padał) i widziałem obok swojego stolika poważne spotkania biznesowe:-)
Zgadzam się z Tobą nic nie zastąpi własnego biura. Jednak nie każdego na nie stać :(. W takim momencie nie mamy za bardzo wyboru i jesteśmy zmuszeni skorzystać z usług wirtualnego biura. Pojawia się teraz coraz więcej miejsc, które oferują wynajem biur na godziny albo przestrzeń coworkingową gdzie łatwiej się skupić na pracy. Każdy musi spróbować samemu co mu najbardziej pasuje 🙂
Ciekawy, bardzo ciekawy wpis. Jednak posiadanie ładnego, dobrze urządzonego biura podnosi wiarygodność biznesową i nawet takie przypadki jak mój przedpiśca Roman tego nie zmienią w ogólnym rozrachunku.