Czy zastanawiałeś(aś) się jak zarabiają supermarkety? Czy ich rozkład i ekspozycja produktów jest zostawiana decyzji kierownika sklepu, czy też kryje się za tym głębsza prawda. W dzisiejszym wpisie pokażę Ci namiastkę sztuczek i psychologicznych pułapek, jakie stosują spece od marketingu.
1. Zapach chleba wyczuwalny już od wejścia do sklepu lub zapach ciastek oraz wanilii. Nieprzypadkowo w jednej z sieci dyskontowych dział ze świeżo pieczonym chlebem jest tuż przy wejściu, a przynajmniej w dwóch sieciach supermarketów w przedsionku znajdują się punkty z ciastkami lub zapiekankami w cieście francuskim. Zapach pieczywa, zapiekanek lub wanilii pobudza nas i sprawia, że jesteśmy 3x bardziej chętni do dokonywania zakupów, o dziwo nie tylko spożywczych.
2. Działy spożywcze daleko od wejścia. To także zaplanowana lokalizacja. Najczęściej dokonujemy zakupów spożywczych, zatem planiści stosujący typowy merchandising lokują spożywkę jak najdalej od wejścia do marketu. Pod drodze zobaczymy kilkadziesiąt ofert, często rzeczy zupełnie nam niepotrzebnych i kupimy je. Sytuacja potęguję sie, jeśli wejdziemy do marketu głodni, a sztuczka zastosowana w punkcie 1. wzmocni podświadomy bodziec obecny w naszej podświadomości od czasów łowców-zbieraczy… zdobądź… chwyć tę zdobycz… kup… kup…
3. Wydawałoby się bezsensowne kompletne przebudowy supermarketów co pół roku. My klniemy ile wlezie, irytujemy się, jednakże ucząc się na nowo rozkładu supermarketu kilka razy przejdziemy przez alejki, które normalnie byśmy pominęli i chwycimy ten czy inny produkt, który wpadnie nam w oko. Powtórzymy naszą wędrówkę kilka albo nawet kilkanaście razy… kupując więcej… a kiedy nauczymy się już na pamięć nowego rozkładu sklepu… marketingowcy znów zupełnie przemodelują nasz ulubiony market.
Drogi czytelniku, droga czytelniczko – kiedy uświadomisz sobie te psychologiczne sztuczki, może staniesz się na nie bardziej odporny/a i wydasz mniej, kto wie… Czy masz jakieś pytania dot, tego zagadnienia?
Napisz w komentarzu co myślisz na przedstawiony temat!
Noooo, te przebudowy zawsze mnie irytują…
Co prawda akurat na mnie market w tym przypadku traci, ale ja „satysfakcjonalistą” jestem 🙂
„Nowości i promocje” mają na mnie minimalny wpływ…
Ale i na to mam „sposób stary jak świat”
Ścisłe trzymanie sie zrobionej wcześniej listy zakupów i limit czasu na spędzenie w sklepie zawsze działa…
Kupuję tylko to co spisane na liście i tylko przez określony czas…
Max. 45 minut i wychodzimy ze sklepu
Rekord to zakupy tygodniowe w jednym „hiper” zrobione wraz ze staniem w kolejce w 12 minut…
Jak nie mogę znaleźć to do innego marketu, bo w koncu „tego kwiatu jest pół światu” 🙂
„Maksymalistom” jest trudniej, odczuwają „wewnętrzy przymus” wybierania tego co ich zdaniem „najlepsze”. Porównują, analizują, testują…
I szukają, szukają, szukają…
Ścisłe trzymanie sie zrobionej wcześniej listy zakupów i limit czasu na spędzenie w sklepie zawsze działa…
mi inna myśl przeszła przez głowę
w moim mieście chodzenie do galerii handlowej czt supermarketów jest jedną z gównych form rozrywki 🙂
marketingowcy to dobrze wykorzystują (maszyna do pieczenia chleba przy wejściu do Lidla… bistro Tesco tuż przy wejściu do pasażu… punkty gastronomiczne, Pizza Hut, przy głównym wejściu do galerii)
🙂
No wiesz, ale to Ty ostatecznie powineneś decydować czy zakupy są dla Ciebie „tylko” zakupami, czy może „formą rozrywki” 🙂
Jeśli to pierwsze, wywczas marketingowcy mają „małe szanse” 🙂
Właśnie dlatego nie cierpię zakupów w marketach. Wchodząc na halę czuję się jak zwierzyna łowna.
Aby się nie dać próbuję co jakiś czas zakupów spożywczych przez internet. Z Almy jestem zadowolony, ale to drogi sklep, Tesco – tragedia, poniszczone opakowania, ciągłe braki i nie sprzedają alkoholu. Jutro wypróbuję Leclerka i ich lotny punkt odbioru zakupów, który jest tylko kilka km od mojego domu.
„Wchodząc na halę czuję się jak zwierzyna łowna.”
Sluszne wrażenie, bo tym właśnie jesteśmy dla marketingowców z korporacji.
Niby zdajemy sobie z tego wszystkiego sprawę, podglądamy te metody, czytamy o nich i wydaje nam się, że jesteśmy odporni.
Ale wystarczy, że na chwilę przestaniemy uważać, a już nas mają! 🙂
Tym bardziej trzeba o tym czytać.
Mnie zawsze irytuje ten zapach ciastek przy wejściu do marketu budowlanego. W dodatku raz się połasiłam i okazało się, że są niedobre i tylko nieziemsko pachną! 🙂
A często trafiam tam głodna, no cóż, tylko co zrobić, jak się nie ma kiedy zjeść a zakupy zrobić trzeba?
Hipermarkety to jeszcze i tak nic w porównaniu z IKEA. Żeby coś kupić muszę przejść ze 2km po wijącej się alejce. Nawet jak coś kupię, to do kasy muszę przejść daleką drogę. Dopiero byłoby ciekawie gdyby takie Tesco, czy Real wyznaczyli podobną alejkę do działu z pieczywem, oczywiście na samym końcu.
Ikei szczerze nie cierpię za to i bezwzględnie unikam. 🙂
kiedy już było o Ikei: http://korzystne-zakupy.blogspot.com/2012/09/ikea-we-wrocawiu-bielany-wrocawskie.html
Mało oryginalny ten artykuł.
Pieczywo albo warzywa przy wejściu, batony i cola przy kasach, ktoś się jeszcze na to nabiera?
Napisz lepszy artykuł. Czekam.
Oficjalnie czy naprawdę?
Bo jak oficjalnie to każdy Ci odpowie, że: „łun to akurat nieeeee… łun sie na tym znooo…”
A naprawdę nie niestety niemal każdy
Na mnie to nie działa – zawsze mam listę zakupów w jednej ręce a w drugiej kalkulator.
Te lokalne przebudowy związane są z promocją danego produktu. Tak powiedział mi kiedyś kierownik marketu a przytaknął mu merchandeser ustawiający to wszystko pod swój produkt.