Dawni czytelnicy z Blogspota wiedzą, że zawsze zachęcałem do tworzenia sobie tzw. poduszki finansowej. Moje pomysły nie raz wywoływały ciekawe dyskusje i dziś czas sobie powrócić do pewnych wniosków z dawnych blogów.
Co uważam za poduszkę finansową? Poduszka finansowa to jest pewien zasób i jednocześnie coś więcej – taki mały system zarządzania wydatkami na życie, który zabezpiecza Cię i Twoją rodzinę przed niespodziewanymi sytuacjami życiowo-zawodowymi i zakrętami losu (finansowego).
Zadaj sobie teraz jedno ważne pytanie.
Co się stanie z Twoim życiowym komfortem, jeśli… odpukać w niemalowane… nagle stracisz pracę i źródło dochodu? Dla wielu ludzi, których znam, nawet mała utrata płynności finansowej kończy się małą katastrofą – niestety stają się oni klientami lombardów, łupem fachowców od chwilówek, od relatywnie wysokiego komfortu życia do komornika pukającego do drzwi dla wielu osób droga jest niestety krótka.
A przecież było tak dobrze – kto zawinił? Zły pracodawca, zła koniunktura w interesie, a może nasze własne nieprzygotowanie – brak poduszki finansowej, czyli pewnej puli zasobów oraz systemu zarządzania wydatkami na codzienne życie.
Od czego zatem zacząć, jak zabezpieczyć się na przyszłość?
Państwo „Pożyczalscy”… czyli niezrównoważony budżet domowy.
Wszyscy znamy i mamy gdzieś w naszej okolicy lub rodzinie jakieś Państwo Pożyczalskich. Z pozoru normalna rodzina, ona pracuje, ona też, ale Państwo Pożyczalscy wiecznie mają jakiś dług, drobne zobowiązania wśród znajomych, dużo sprzętu wziętego na raty, zalegają z wszelkimi wpłatami, tam gdzie tylko można coś opóźnić, niepopłacone opłaty za dzieci w szkole, wiecznie nieoddane 50 zł na bilet do wujka Józka… ale synek Państwa Pożyczalskich jednocześnie chwali się w szkole najnowszym iPhonem, mąż nie jest gorszy od synka, a Pani Pożyczalska ma oczywiście najmodniejsze drogie perfumy…
Jeśli przypadkiem sami jesteśmy „Państwo Pożyczalscy”, to warto sprawić by o nasz tak więcej nie mówiono.
Problemem jest tutaj permanentne niezrównoważenie domowego budżetu i niezależnie od poziomu zarobków wydawanie zawsze więcej niż się zarabia.
Jeśli choć trochę sami przypominamy Państwa Pożyczalskich – nie ma się co aż tak bić w pierś – nic innego niż wielką zabawę w Państwa Pożyczalskich urządzają sobie rządy wielu krajów dopuszczając tzw. deficyt budżetowy.
Mimo wszystko warto dla naszego komfortu zmienić to i na początek doprowadzić do zrównoważenia naszego budżetu.
- urządzić wspólna naradę rodzinną z przedstawieniem dochodów i kluczowych, niezbędnych wydatków rodziny
- na początek ograniczyć nadmierną konsumpcję, która jest przyczyną kłopotów i niesie dla naszych finansów duże ryzyko
- zmienić zwyczaje rodziny i co najważniejsze zacząć oszczędzać
- spłacić niezwłocznie drobne, ale emocjonalnie kłopotliwe pożyczki w naszym otoczeniu, wreszcie spłacić te wiecznie nieoddane 50 zł za bilet do wujka Józka kupiony 2 lata temu – czyli to wszystko co psuje nam opinię
- zastanowić się nad przedmiotami i luksusami, z których możemy zrezygnować w celu przerwania pętli zadłużenia – być może czas sprzedać drugi, reprezentacyjny samochód, który On trzyma z nostalgii, a który służy rodzinie tylko do przysłowiowego podjeżdżania pod drzwi kościoła w niedzielę?
- spłacić wszelkie zaległe opłaty, czynsze pożyczki i raty, na początek te,, gdzie już weszliśmy w okres naliczania tzw. karnych odsetek
- urządzić plan wydatków i zakupów – oraz bezwzględnie się go trzymać
- doprowadzić do powstania permanentnej sytuacji którą można określić jednym mianem….
…wydajemy zawsze odrobinę mniej niż zarabiamy!
C.D.N.
A czy ty masz jakieś swoje wnioski na ten temat? Napisz w komentarzach!
„…wydajemy zawsze odrobinę mniej niż zarabiamy!” – nie stosuję takiej zasady, wręcz przeciwnie wydaję nawet więcej, ale „z głową”. Na przykład w ten weekend pewna sieć handlowa przy zakupie
sprzętu RTV i AGD daje bony wartości 30% zakupów, dodatkowo płacę kartą która daje 10% cashbacku (do 500zł). Kupuję np. pralkę za 500 zł(oczywiście jeżeli cena nie jest zawyżona a ja na taką okazję czekam) i tworzy mi się poduszka wielkości 200zł.
W przypadku bonów wydaje mi się ze to wliczone w koszta i cene
Cashback jest dobra rzevcza o ile przewyższa koszt karty i konta oraz twoje opłaty bankowe
Mimo wszystko czy dasz rade przetrwać np pol roku bez pracy kontynuując model twoich wydatków?
Porównanie cen w dzisiejszych czasach nie jest wielką trudności. Opłaty bankowe? A co to takiego ;). Myślę, że nie tylko przetrwać, ale jak na razie znajduję tyle okazji, że stanowi to niezły dochód.
A czy za ten bon kupisz sobie jedzenie jak juz wydasz wszystko. W dlugim terminie taki budżet sie rozsypuje.
Dlaczego się rozsypuje? W następnym miesiącu za bon kupuję żywność, opał lub inne dobra a w zamian zostaje mi gotówka.
Generalnie i co do zasady również jestem zwolennikiem wydawania mniej, niż sie zarabia…
Są wszelako wyjątki, bo widząc NAPRAWDĘ dobrą i ograniczoną w czasie okazję, gotów jestem NA CHWILĘ (a dokaładniej: na możliwie najkrótszy czas) odejść od wspomnianej zasady…
Co do groźby utraty pracy…
Nie wiem, moze jestem trochę „skrzywiony”, może to wynika z mojego życiowego doświadczenia, ale boję sie tego w niewielkim stopniu, a już na pewno dużo mniej niż ryzyka utraty zdrowia i związanej właśnie z tym ryzykiem niemożności pracowania…
Prace zawsze jakąś, gdzieś znajdę i na „chleb ze smalcem” wystarczy…
A jak juz sie ta praca znajdzie, to potem można się rozglądać za bardziej popłatną…
Osobiście także lęk o utratę pracy jest dla mnie czymś marginalnym
Zawodowo z resztą jestem wychowany w duchu – nie szukaj pracy – szukaj klientów
A ci zawsze są
Jedna dużo ludzi w sytuacji braku pracy nie potrafi się zupełnie odnaleźć
No i jak z moją mentalnością – niezależnego freelancera – stosuje poduszkę finansową – tym bardziej jest ona dobra dla pracujących na etacie 🙂
Obaj jesteśmy wolnymi strzelcami i znamy „ból” nierównych comiesiecznych wpływów…
Dla nas rezygnacja z szampana w lepszym miesiącu, by było na kaszę w miesiącu gorszym to poniekąd coś naturalnego (a moze i nie?).
Pracownik etatowy (z całym oczywiście szacunkiem) żyje jednak z pewnym złudzeniem „stałych dochodów”…
I często niestety brutalnie jest z tego „złudzenia” wybijany…
dokładnie, jak mówisz, jest z tego złudzenia brutalnie budzony czasem
jednakże tak naprawdę podejście do freelancera i etatowca powinno być takie same, my freelancerzy oczywiście umiemy bardziej bilansować i uśredniać budżet, ale w ogólnym rozrachunku budowanie sobie buforu finansowego jest potrzebne w obydwu przypadkach
ale oczywiście etatowcy powinni być tego bardziej świadomi,
czasem na etacie w korpo, możesz być najlepszym i najbardziej lojalnym pracownikiem i prawą ręką przełożonego, niezastąpionym profesjonalistą
wystarczy czasem jedna intryga czy inne pomówienie i nagle, bez zapowiedzi do twojego gabinetu wchodzi ochrona dostajesz 10 minut i karton
to jest codzenność, ale każdy myśli, że to mu się nie zdarzy
Również wyznaję zasadę miesięczne zarobki > miesięczne wydatki. Wiadomo, w życiu przychodzą takie momenty, kiedy jednorazowo ponosimy większe wydatki (np. remontując dom, podczas organizowania ślubu, czy przygotowując wyprawkę dla dziecka), jednak zawsze są one u nas planowane (i wpisane w budżet, oczywiście 😉 ) długo przed ich poniesieniem.
Nie lubię oszczędzać. Oszczędzanie kojarzy mi się z ograniczaniem. Lubię swoją konsumpcję. Wiem jednak, że szczęśliwie jakoś udaje mi się wyjść na prostą finansową nawet gdy przez rok „jadę” na dużym debecie (KO). Umiejętności zarządzania własnym budżetem powinni uczyć w podstawówce na lekcjach matematyki. Może dziś miałabym gotówkę na inwestycje np. w IKE )