Siedzę sobie waśnie przy hotelowym basenie w Stavroula Palace w Kissamos i po nieco intensywniejszych dniach wycieczkowych mam czas na odpoczynek i podumanie o tym i owym.
Na początek, zanim przejdę do greckiego kryzysu, o którym już pisałem rok temu w czasie pobytu na Krecie powiem Wam coś o etyce w biznesie, będzie to odrobinę przydatne w dalszych rozważaniach, także o blogowaniu, które dla niektórych zamienia się w dochodowy biznes.
Etyka i zasady w biznesie.
Całkiem niedawno rozmawiałem sobie z inteligentnym młodym człowiekiem, który jednakże mógł pochwalić się sporym kapitałem i dorobkiem zawodowym. W czasie inspirującej rozmowy doszliśmy sobie do jednego wniosku.
Etyka i zasady w biznesie? Co można powiedzieć na ten temat? Nic. Ponieważ wymienione rzeczy po prostu w praktyce nie istnieją.
Kryzys grecki.
Podczas ostatniego pobytu na Krecie napisałem także to samo o kryzysie greckim, co przed chwilą o etyce w biznesie. Kryzysu nie ma. Oczywiście jest to tematem rozmów, jako zjawisko wirtualne, oczywiście sfera rządowo-finansowa w Grecji ma problemy, jak z resztą od początku istnienia tego państwa, czyli jest to po prostu zjawisko naturalne i permanentne dla tego kraju. Nie ma się czym przejmować, ponieważ z tego co widzę Grekom żyje się całkiem dobrze – inaczej niż u nas – ale dobrze, dostatnio, w leniwym rytmie. Na pewno nikt tu nie głoduje.
Na modłę niektórych blogerów mógłbym strzelić tu kilka mądrych wykresów, napisać coś o PKB, podać statystyki i udowodnić właściwie wszystko co można by udowodnić jednak nie będzie się to pokrywać z rzeczywistością greckiego miasteczka, którą mogę oglądnąć tuż po wyjściu z hotelu. Dlaczego?
Zanim odpowiem dlaczego odniosę się do moich poprzednich wpisów o Grecji. Ktoś mi zarzucił, że opisuję to co widzę w nadmorskim kurorcie Agia Marina (aglomeracja Chania), pojechałem zatem w tym roku dalej, co okolic które bardziej przypominają normalne greckie miasto, a mniej zadbany kurort (przy okazji, za murem mojego hotelu rżą konie, pieją koguty i pasą się kozy).
Zatem dlaczego?
Jeżdżę tu sporo taksówką, ponieważ nie czuję się pewnie na górskich zawilastych drogach i wolę aby woził mnie lokalny kierowca. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek jakiś taksówkarz tutaj włączył taksometr i nabił paragon. Po prostu się umawiamy ile kurs będzie kosztować.
Nie zauważyłem, aby w jakiejś tawernie w Kissamos nabito mi paragon za zjedzony posiłek. Owszem, bliżej Chani paragony dostaje, na prowincji po posiłku dostałem tylko raz w fast foodzie na ryneczku w Kissamos, który mi wyglądał na lokalną sieciówkę.
Starsza pani w sklepie nieopodal, którą już po kilkunastu zakupach nazywamy po prostu babcią czasem nabija należność na kasę, czasem nie, często po prostu pisząc mi cenę za zakupy na kawałku papieru, bo nie mówi po angielsku. Babcia na dźwięk słowa raki szeroko się uśmiecha i wyciąga spod lady kartonik z flaszeczkami greckiego bimbru, który jej mąż pędzi z wielką pasją (udało mi się porozmawiać po angielsku z jej córką). Oczywiście paragonu za raki nie ma, bo przecież „czegoś takiego jak bimber w ogóle nie ma“ w Unii Europejskiej, no nie? 😉
Do czego zmierzam, wydaje się, że poza rogatki Chani jakakolwiek władza nie sięga już tak skutecznie, przez 10 dni, dużo jeżdżąc raz widziałem patrol policji. Nikt tu nie przestrzega jakichkolwiek zasad drogowych, ograniczeń, znaków stop. Nikt nie ubiera pasów i nie zakłada kasku.
Nie wydaje mi się, aby ktokolwiek tu ewidencjonował prawdziwy zysk, (co podważa sens jakichkolwiek oficjalnych statystyk) albo płacił grecki ZUS, poza formalnym właścicielem interesiku rodzinnego. Nie wydaje mi się aby ktoś tu pracował na legalu.
Przy tym skala przedsiębiorczości i zaradności Greków, liczba lokalnych geszefcików, sklepów specjalistycznych, spożywczych, rolniczych, rybnych, rzeźników, kafejek, warsztatów mnie po prostu powala na łopatki, jako blogera ekonomicznego. To jakby jakiś leseferystyczny raj kwitnącej przedsiębiorczości. W miasteczku, które liczy kilka tysięcy mieszkańców są sklepy specjalistyczne, które ja w Polsce mógłbym zobaczyć zapewne dopiero we Wrocławiu.
Te punkty widać, że służą lokalnej społeczności a nie turystom, po prostu lokalny plankton biznesowy tętni życiem jak w jakiejś oazie.
Podoba mi się podejście starszych ludzi. U mnie w mieście starsi ludzie siedzą na ogół na górniczych emeryturach, narzekają ile wlezie, plotkują, obrabiają człowiekowi 4 litery… tutaj osiemdziesięcioletnią babcię sadza się w sklepie na kasie, dziadka przed sklepem by się uśmiechał i zachwalał towar, robią coś, są przydatni, czują się potrzebni.
Miły starszy Pan, ojciec właścicielki hotelu non stop jest aktywny i coś robi, pomaga.
Od biedy dziadki masowo siedzą w kafejkach i są zajęci samymi sobą. Nie trują życia młodym, a co częstsze – raczej pomagają w biznesie, który jak mówiłem tu rozkwita w relacji do tego co widzę w Polsce, w moich okolicach.
Grecki kryzys to ściema dla naiwniaków z Unii.
Blogowanie.
Jestem najstarszym stażem aktywnym blogerem oszczędnościowym w Polsce, więc się często wypowiadam na temat blogów. Dziś odpowiadałem pewnemu młodemu blogerowi na pytania dot. blogowania i fragment przytoczę też wam. Jak blogować?
To wielowątkowa sprawa, jednak zasadniczo należy przede wszystkim słuchać samego siebie i w żadnym wypadku nie wolno iść za żadnym guru, ponieważ prawda stojąca za czyimś „sukcesem” może być skrajnie różna od tego co można przeczytać na blogu.
Zdajcie sobie sprawę, to że ktoś pisze jakim autem jeździ, ile zarabia, ile nieruchomości na Lazurowym Wybrzeżu posiada, itp. nie musi być wcale prawdą, nawet jeśli poparte jest kilkoma ładnymi grafikami i przekonującą tabelką?
Zdajecie sobie sprawę, że ten czy inny blog, który czytacie może służyć jedynie tzw. sprzedaży platformowej a na proponowanych inwestycjach czy innych oszczędnościach możecie wyjść jak Zabłocki na mydle?
Po prostu jako Autorzy bądźmy nieufni co do treści przeczytanych w internecie, jako Czytelnicy bądźmy podwójnie nieufni. Lans wydaje się, na dobre zagnieździł się w oszczędnościowej blogosferze, jednak pamiętajmy, że w tym co czytamy może być tyle prawdy co w „greckim kryzysie“ który właśnie znów „obserwuję”.
Magików autopromocji i „sprzedawców“ nie brakuje, a będzie ich coraz więcej. Musimy się nauczyć z tym żyć i włączyć, jako konsumenci, instynkt samozachowawczy, firewall, czerwoną lampkę wariografu…. wiecie co mam na myśli.
W świat blogowania oszczędnościowego po prostu wkroczył biznes, a pamiętacie co pisałem o zasadach i etyce w biznesie? Zgadza się?
Powodzenia! Wam także życzę słonecznych i udanych wakacji! 😉
Może dlatego kryzys zawitał do Grecji, bo Grecy mają gdzieś państwo, jego budżet, uczciwość wobec skarbówki? Nie twierdzę, że to takie złe – bliższa ciału koszula…
oni byli tak samo jak my przez wiele lat pod obcą okupacją i mają we krwii opór wobec jakiejkolwiek władzy i robienie swojego niezaleznie co władza powie i co zrobi – dlatego nie tyle kryzys zawitał do Grecji co tam był od zawsze i nie wiem czy w ogóle słowo kryzys jest własciwe
aha, trochę mie dziwi termin „uczciwość wobec skarbówki” – to znaczy rozumiem, ale brzmi dziwie, kiedy wciąż slyszymy jak skarbówka niszczy kolejną polska firmę, czy doprowadza kolejnego człowieka w PL do samobójstwa, itp.
PS. swoją drogą wczoraj i dziś w restauracji dostałem akurat dwa paragony, aż dziwne
PS. swoistym folklorem na Krecie, antypaństwowym, jest niszczenie/zamalowywanie/zaklejanie klubowymi naklejkami przez młodzież i kibiców wszelkich znaków drogowych, jako czegoś ustawionego przez administrację
A nie widziałeś znaków drogowych dziurawych jak sito? Wystarczy zapuścić się odrobinę w głąb wyspy… Na przykład jak się wraca z Samarii.
No to ta młodzież za mądra nie jest.
Hej!
Remigiuszu, w dalszym ciągu myślę, że opisujesz dość specyficzny region Grecji – najchętniej odwiedzaną przez turystów z Europy i całego świata grecką wyspę, na którą w poszukiwaniu pracy w sezonie letnim przybywa wielu Greków z Peloponezu oraz wielu imigrantów (Albania, Czarnogóra, północna Afryka, a nawet studenci z Polski w ramach programów Work&Travel, a często także studenci turystyki na praktyki w hotelach). Od Agia Marina też daleko nie odjechałeś, jakieś 20 minut! To ciągle ta sama Kreta wschodnia, gdzie turystyka dotarła trochę później niż na zachodzie wyspy, więc nie ma tyle komercji co w Hersonisos.
Obserwacje miałam podobne jak Ty: mają co do garnka włożyć i ogólnie nie klepią biedy. Są pogodnie nastawieni do życia i uśmiechają się do turystów (niektórzy szczerze, a niektórzy bo wiedzą, że im się to opłaca). Czy to jednak znaczy że nie ma tam kryzysu? Jakbyś zapytał się babci w sklepie, czy jej wnuki mają satysfakcjonującą ich pracę zgodną z kierunkiem studiów, albo czy wnuki mają za co sobie dom wybudować, albo chociaż wziąć kredyt, albo przynajmniej czy stać ich na to żeby coś wynająć i wyprowadzić się od rodziców, to pewnie odpowiedź byłaby rozczarowująca.
Dla mnie widok babci w sklepie nie świadczy o dobrobycie. Babcia powinna siedzieć na przyzwoitej emeryturce w ogródku i bawić się z wnukami.
W czasie mojego półrocznego pobytu na Krecie poznałam wielu młodych Greków, którzy pokończyli studia gdzieś tam w Tesalonikach albo Atenach i wrócili do rodziców, bo pracy dla nich w zawodzie nie było i nie mieli z czego się tam utrzymać. Każdy z nich miał też część rodziny za granicą, na przykład w Niemczech lub Anglii na emigracji zarobkowej. Wielu z nich chciało wziąć ślub, ale nie było ich stać na wesele (bez wesela ani rusz!). Niektóre pary odkładają pieniądze po 6 a nawet 10 lat, żeby móc wziąć ślub. O własnym mieszkaniu przez wiele lat będą mogli tylko pomarzyć.
Rzeczywiście w miasteczkach takich jak Kissamos dużo jest małej przedsiębiorczości, ale uwierz mi, pracowałam z Grekami, większość z nich to niestety delikatnie mówiąc leniuszki i obiboczki:) Omijają prawo i podatki jak się da, ale oczekują bezpłatnych studiów dla dzieci, a jak po studiach dzieci nie znajdą pracy, to baaardzo wysokich zasiłków:) A jak widzisz w hotelu miłe panie sprzątaczki, które uwijają się jak mróweczki, to najczęściej są to imigrantki. Mówią po grecku, więc wydaje nam się, że są z Grecji, ale tak nie jest:)
ale czy podobne zjawisko nie wystepuje u nas? młodzi bezrobotni studenci z mega aspiracjami i wielkim oczekiwaniami, których rynek pracy nie jest w stanie wchłonąć, bo nie ma u nas prawdziwej polskiej produkcji, takiej od A do Z, tylko montownie zachodnich koncernów bazujące na taniej sile roboczej
niestety w kraju gdzie podstawą gospodarki jest turystyka, hodowla kóz i oliwki nie będzie miejsc pracy dla managerów… Polska nie jest aż tak różna w sensie tych oczekiwań
Po kilkumiesięcznej obserwacji mam wrażenie, że u nich wszystko jest „bardziej”. Naprawdę widziałam tyle przekrętów wszędzie i na wszystkim. Pracowników nie rejestrujących sprzedaży usług i kradnących kasę właściciela na lewo w restauracjach, managerów hotelów (nie właścicieli) którzy pomimo możliwości pełnego obłożenia hotelu, zawsze zostawiają kilka pokoi dla swoich „koleżanek”, przekręty kierowców na paliwie, notoryczne spóźnialstwo, nieprzychodzenie do pracy, zapominalstwo, wyłudzanie zasiłków na ogromną skalę. Wiem, że u nas też to się zdarza, ale tam jest to nagminne. Prawo mają tam za nic:)
Jeżeli dodać do tego, że klasa polityczna jest jeszcze bardziej zepsuta niż u nas, to w końcu kiedyś miarka musiała się przebrać. Budżet przestał się spinać do tego stopnia, że bardzo drastyczne oszczędności i zwolnienia w sferze budżetowej były konieczne, co efektem domina przełożyło się na inne gałęzie gospodarki i jeszcze trudniejszą sytuację młodych ludzi.
Nie chcę oczywiście obrażać tutaj wszystkich Greków, bo poznałam tam także wielu wspaniałych ludzi:) Zresztą myślę, że akurat ci, o których teraz myślę, podpisali się pod moim komentarzem obydwiema rękoma:)
ale zgodzisz się, że kryzys dotyka przede wszystkim sferę rządową, bo nad młodymi ludźmi z egzaltowanymi rozbuchanymi ambicjami nie do spełnienia ileż w końcu można się rozczulać
jeśli ktoś chce pracować, prawdziwego kryzysu nie ma ani u nas, ani w Grecji
ja o tym powiem w całym cyklu podcastów, który na początku urlopu nagrałem i będzie się ukazywał aż do września
A co masz na myśli mówiąc o sferze rządowej? Jeżeli rządowi brakuje kasy, to obniża zasiłki, emerytury, podnosi podatki. Dotyka to wszystkich Greków. Będą musieli więcej pracować, żyć mniej rozrzutnie, bezrobocie wzrośnie jeszcze bardziej. Nie jest to katastrofa, ale jakość życia wielu Greków się na pewno obniżyła.
obniżenie jakości życia to jeszcze nie kryzys, kryzys to był w PRLu w latach 80 – moje wczesne dzieciństwo – gdzie dzieicaki wyżerały na nieużytkach jeszcze zielonkawe mirabelki, bo chipsy, ba prazynki ziemniaczane były luksusem
a ja sam, mimo że ojciec pracował w kopalni, jezdziłem z nim rowerem – pamietam – po lasach nazbierać zdziczałych gruszek na kompot, itp., a dzięki wyjściu do lasu na grzyby nieraz był obiad – jako dziecko miałem pełny brzuch jedynie dlatego, że ojciec nie pił, nie palił i wymieniał talony na wódkę i fajki na coś bardziej pożywnego oraz dzięki pomocy dziadków
tylko, że za PRLu nie tylko rząd nie miał pieniędzy, co jeszcze za morde trzymał – system komunistyczny – totalitarny
a u Greków jest róbta co chceta, poza metropoliami wesoła anarchia
to że trochę ludzi, którym nie chce się zabrać do roboty (bo przecież wykształcony młody gniewny nie będzie w hotelu przy turystach latał i sprzątał – jak z resztą i u nas w PL) będzie miało mniej pieniędzy to jeszcze nie kryzys
Jeżeli w ten sposób definiujesz kryzys, to rzeczywiście go nie ma:) A już na pewno nie dostrzeżesz go w nadmorskim miasteczku na obleganej przez turystów wyspie:)
no właśnie, uważam, że jest uzyte niewłaściwe słowo, spowolnienie gospodarcze i kłopoty w finansach rządowych (w Grecji zjawisko permanentne od początku nowożytnej historii) to jeszcze nie kryzys
nic dziwnego, że wyspiarze mają głęboko w poważaniu rząd i poza wiekszymi miastami robią co chcą
poza tym dalej się upieram, skoro jest miejsce pracy na Albańczyków i innych, to tym bardziej jest dla Greków – to że młody wykształcony w nieperspektywicznym kierunku Grek nie chce przyznać się do osobistego błędu i nie chce sobie pobrudzic rączek przygotowaniem gyrosa to już naprawdę nie mój problem
Chciałam też dodać, że powyższe wnioski nie bazują jedynie na obserwacjach z dłuższego pobytu na Krecie. Jakiś czas temu wpuściłeś na bloga artykuł sponsorowany firmy organizującej szkolenia. Spędziłam u nich półtorej roku na weekendowych zajęciach. Kilkadziesiąt dni szkoleniowych! Szkolenia były po angielsku prowadzone przez… Greków. (Btw, szefem firmy jest także Grek – Martinos). Grecy co prawda byli z Cypru, a nie z samej Grecji, ale prowadzili szkolenia także w Atenach dla Greków z Grecji.
Oprócz samych szkoleń, oczywiście bardzo zżyliśmy się w grupie i z wykładowcami! Co oni nam o Grecji i Cyprze opowiadali!!! Nasze przekręty przy prywatyzacjach czy chociażby ostatnia afera taśmowa to pikuś:) Berlusconi to też przy nich pikuś:) Tam to dopiero mają wesoło! Oprócz tego co się dzieje u nich w polityce i gospodarce, z właściwym sobie dystansem i uśmiechem opowiadali nam o swoim życiu osobisto-zawodowym. Na przykład o tym, że większość ich zarobków idzie na spłacenie kredytów za luksusowe samochody, które czekają na nich na Cyprze, gdzie od czasu do czasu uda im się wpaść między wykładami:) A czasami o tym, jak potrafią całą wypłatę zostawić w kasynie:) Grecy pełną gębą, żyją pełnią życia i nie martwią się tym, co będzie w przyszłości. I oczywiście bardzo kochają swój kraj, ale dla nich Grecja to słońce, morze, wino i oliwki, a nie rząd, podatki i przestrzeganie prawa:)
rewelacyjne podsumownie dyskusji 🙂